czwartek, 31 lipca 2008

Lekcja 4

No to można powiedzieć, że jeżdżę. Jest fajnie. Na ostatniej jeździe dostąpiłam zaszczytu „poprzemieszczania” się po łuku na placu manewrowym. O ile do przodu to jeszcze jako tako to do tyłu porażka. W dodatku jeździ się na tzw. „półsprzęgle” czyli trzeba pamiętać, że aby samochód jechał szybciej sprzęgło trzeba zwolnić aby jechał wolniej sprzęgło należy nacisnąć. Porażka;) To było moje pierwsze spotkanie z placem manewrowym także uspokaja mnie tylko to….

Poza tym zaczynam dostrzegać pasy poziome, których ni w ząb nie widziałam przez pierwsze dwie jazdy. Nadal mam jeszcze problemy przy skręcaniu na jezdni kilkupasmowej z trafieniem na mój pas, ale to chyba mały szczegół…

Dowiedziałam się też co to znaczy jak instruktor mówi „jedziemy drogą z pierwszeństwem”;) Na początku myślałam, że jestem informowana, że droga z pierwszeństwem przed nami więc spoko możemy jechać, ale o dziwo znaczy to, że my mamy jechać z drogą z pierwszeństwem;) No, ale człowiek uczy się przez całe życie, nie?;)

Ogólnie mój Mistrz jest spoko gość! A ja jazdy zaliczam bardzo powoli acz z wielką przyjemnością.

środa, 30 lipca 2008

Miejskie czytanie


W związku z tym, że ostatnio na nowo wzięło mnie czytanie książek postanowiłam wziąć udział w wyzwaniu zainicjowanym przez Padmę. Miejskie czytanie wydaje się być niezmiernie ciekawym wyzwaniem. Po przeanalizowaniu różnych tytułów, recenzji, dostępności i cen mój wybór padł na:

  • „Bezsenność w Tokio” Marcin Bruczkowski --------(Tokio)
  • „Pasje utajone” John Irwing --------------------------(Wiedeń)
  • „Gottland” Mariusz Szczygieł --------------------------(Praga)
  • „Modlitwa o deszcz” Wojciech Jagielski -------------(Kabul)


piątek, 18 lipca 2008

Lekcja 1

Poszłam. Zero nerwów, nic. Tak się napaliłam na to prawko, że normalnie szok. Po drodze wstąpiłam do biblioteki i wypożyczyłam dwie książki.

Czekałam parę minut na parkingu przed szkołą. Przecież faceta nigdy nie widziałam to jak go teraz niby mam znaleźć? Podeszłam do jednego z instruktorów i zapytałam. Usłyszawszy nazwisko rozejrzał się po placu i stwierdził, że jeszcze go nie ma. Od innego dostałam informację, że przyjedzie srebrnym samochodem. No to czekam dalej. Po chwili przyjechał, kursantka wysiadła, nota bene koleżanka poznana na kursie teoretycznym.

Pan instruktor stanął naprzeciw mnie, w ciemnych okularach rodem z Matrixa i pyta: - "Jeździła już kiedyś samochodem?" i widząc moje niezdecydowanie dodał "-No przyznać się". No więc powiedziałam, że owszem, siedziałam i nawet próbowałam jeździć, ale było to tak dawno temu, że śladu po tym już nie widać.

No to Pan instruktor powiedział, że pojedziemy w trakim razie na plac, żeby nie stresować. Po drodze dowiedziałam się, że mam do czynienia z weteranem ponieważ mój nauczyciel ma swoim koncie około 6 tysięcy wyszkolonych kierowców. Oczy mi o mało z orbit nie wyszły i po chwili doszłam do wniosku, że w takim razie jestem w bezpiecznych rękach zawodowca. Dowiedziałam się równiez, ze ten samochód to własciwie sam jeździ - nie trzeba mu tylko w tym przeszkadzać;) "Oczywiście" - pomyślałam.

Pojechaliśmy na plac wykorzystywany chyba głównie po to, żeby pokazać takim laikom jak ja jak się rusza wozem i żeby mogli, nie narażając innych na niebezpieczeństwo bliższego spotkania, pojeździć w kółko. Instruktor zatrzymał samochód po czym po kolei wytłumaczył mi co, gdzie z czym i dlaczego. Sprzęgło, hamulec, gaz. Naciskamy sprzęgło, wrzucamy jedynkę. Popuszczamy sprzęgło aż do momentu kiedy obroty wsilnika wzrosną do 1,5 tyś a samochód zacznie nieco ciagnąć, wtedy dodajemy gazu i o dziwo!!! samochód jedzie ;-))) No i dobrze se myślę - pięknie to wygląda - gorzej jak zaraz przyjdzie mi to wykonać samej...
Jeszcze instrukcja jak się powinno ustawić siedzenie (tak aby po naciśnięciu sprzęgła do dechy noga tworzyła kąt rozwarty) i lusterka.
Zamiana miejscami. Ustawiłam lusterka, siedzenie i zaczyna się. Sprzęgło,przekręcamy kluczyk, 4 sekundy puszczam. Zapalił. Pierwszy bieg. Lekko puszczam pedał sprzęgła, obroty silnika wzrastają, na polecenia instruktora dodaje nieco gazu i... ruszyłam!!!! Samochód nie szarpie!!! o Mistrzu!!!!
Jazda po prostej nie jest zła, ale nagle dostaję komendę - jedziemy w kółko. O, myślę - teraz gorzej - ręce nie chcą się układać, plączą się i nie wiadomo kiedy prostować kierownicę. Podobno kierownica po wyjechaniu z zakrętu prostuje się sama - ja niestety ciągle próbowałam ją wyprostować na siłę.

Zrobiliśmy może ze trzy kółka i dostaję komendę - jazdy na wprost. No to jadę. Nim się zorientowałam wjechaliśmy na ulice miasta...
Ja tak wyluzowana, że normalnie szok. Nigdy bym się o to nie podejrzewała. Jadę ludzie!!! Szok!!!
Pierwsze skrzyżowanie - pierwszy szok. Spokojny głos instruktora - zdejmujemy nogę z gazu, wciskamy sprzęgło, kierunkowskaz i jeszcze kilka innych komend których nie zdołam powtórzyć. Nim się zorientowałam pedał sprzęgła wcisnął się sam, bieg się sam zredukował, kierownicę ktos mi pomógł przekręcić o właściwy kąt i oto jadę!!!;))) ten samochód naprawdę sam jeździ!!!! Jestem w szoku, ale jadę. Po drodze spojrzałam nawet w lusterko wsteczne tak skrzętnie przeze mnie ustawiane. Tam naprawdę widać kto jedzie za nami!! Kolejne wielkie odkrycie.
I tak było jeszcze kilka razy. Skrzyżowania lewoskrętne (bo jak mi wiadomo z teorii te są najtrudniejsze, w prawo byle baran potrafi skręcić;) Nim się zorientowałam staliśmy już na parkingu, a na jazdę czekała kolejna osoba.

Zgasiłam silnik, a pan intstruktor zdjął okulary. Bardzo miłe oczy, teraz dopiero widać było, że temu człowiekowi naprawdę mozna zaufać. Mój mistrz powiedział: "Jak na pierwsza jazdę nie jest źle". Dwoiedziałam się, że nie mam problemów z utrzymanie prostego kierunku jazdy, nie ściskam kierownicy no i ogólnie spoko. Mój Mistrz wziął ode mnie kartę i powiedział, że będzie ją miał przy sobie i sukcesywnie wypełniał. Umówilismy się na kolejną lekcję w środę. Nowa kursantka odwiozła mnie pod dom i tak oto zakończyła się pierwsza lekcja mojej nauki jazdy samochodem.